Przejdź do głównej zawartości

o wężach powietrznych...

W nocy przyszło do nas rozczochrane, małe co nieco i wcisnęło kuliste pośladki między parę, też nie kościstych, pleców. Spało kilka minut, następnie podskoczyło jak sprężynka, opadło i pogłębiając dziurę w materacu (do wymiany) wydobyło z siebie:
- Ta tlomba powietsna, ona mie goni...
 Bidulek, trzeba mu było na spokojnie i zadziwiająco konkretnie ( w srodku nocy!)  tłumaczyć, że trąby to zwykle zapowietrzają tereny nie osiedlone zanadto, bloków nie tykają, a juz na pewno nie dzieci najsłodsze na świecie w tych blokach śpiące;)
To uśpiło jego i czujność, choć coś tam jeszcze bełkotał przez sen o lejach, ma sie rozumieć w swoim dziecięco-onirycznym narzeczu.
 Rano pierwsze co usłyszeliśmy po przebudzeniu to: 
- Chce tlombę!
 Że jak?? Mgła zaskoczenia opadła prędziutko, bo sie przypomniały wydarzenia z nocy. Nastepnie główna rola przypadła filmikom z you tube - o tornadach w rzeczy samej.
Kogoś może teraz otrzepać, żeby rodzice zaraz tak ostro uświadamiali trzylatka, co to różnica ciśnień i że krowy czasem też potrafią fruwać..eee tam, obyło sie bez zasłaniania oczu.
 Co dalej.
 Maluch patrzy na ekran zaciekawiony, tylko po pewnym czasie pyta.
 Gdzie ta tlomba?
 No jak to gdzie? Tu użyto palca wskazującego - no tu..ooo..
 - Dlacego ta tlomba nie ma ogienia?
 - ????
- Gdzie jest ogień??
- ????
Bądź tu rodzicu mądry i zrozum swoje dziecko. No o co ci dziecko chodzi? Nie ten żywioł!
 Nie chcę sie wdawać w szczegóły, ale po nitce do kłębka wyszło szydło z worka. Chodziło ni dłużej ni krócej, ale o wąż strażacki!!
 Skąd się wziął motyw trąby, mogę się domyślać po podobieństwie kształtów, ale dlaczego po prostu - nie wąż?
Ok, sny są pokręcone jak chwostek, a wyobraźnia dziecka bujna, jak i jego kształtki  (a przynajmniej kształtki naszego osobistego pączka;)

        Widzieliśmy tego lata juz kilka tlomb, znaczy węży.
Widzieliśmy je w pewnym cudownie chłodnym i przestronnym miejscu na ziemi śląskiej, ścislej - mysłowickiej.
 Zdarzenie miało miejsce w Muzeum Pożarnictwa, najwiekszym w Europie (ponoć).
         Tu pragnę upalnie zachęcić, tych którzy nie byli, a mają blisko i tych, którzy mają dzieci o "zawężonych" zainteresowaniach ( ale nie róbmy wyjątków), by sie udali i na własne oczy ujrzeli sikawki i drabiny, hełmy i nawet pół malucha ( w skrócie fi-63p;) i sie przy okazji ochłodzili.
 Z góry uprzedzam, nie ponoszę odpowiedzialności za sny, ale daję gwarancje, że  chłopczyków i dziewczynków to miejsce nie zawiedzie, gdyż mieści wiele eksponatów przyjaznych rękom.
Można tu wsiąść do wozów, pokręcić kierownicą, podzwonić, dotknąć tego i owego, chyba nawet przymierzyć...no, mnóstwo czasowników.
 Nawet mnie sie podobało, bo temperatura zdatna do zwiedzania i w ogóle ta czerwień, co za odmiana na tle wszechwyblakłego siana;)

 A było to tak:

Koniec i bomba, kto nie czytał ten tlomba;P

Komentarze

  1. właśnie odkrywam Twojego bloga:) i już mi się podba, a dzisiejsza "tłomba" the best:) zatem ja czytam więc nie "tłomba" ze mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze mnie zadziwiał dziecięcy tok myślenia. Od przyczyny do skutku droga jest niesamowita czasami. Taka "tlombiasta";)

    OdpowiedzUsuń
  3. No po takiej wyprawie w stronę przygody, sny trąbiaste nie dziwota :D
    Czas płynie, a facetom nadal podobają się wozy strażackie, pociągi... Kiedy następna wyprawa do muzeum kolejnictwa? :)
    Fajne te wozy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. miła Magdo, zajrzyj proszę do mnie, czeka niespodzianka.... :)

    http://drugaszesnascie.blogspot.com/2010/07/tworczosc-nie-jest-odosobnionym-aktem.html

    ogromnie się cieszę, że dzięki komentarzowi mogłam odkryć twoje miejsce.
    jestem pod wielkim urokiem i na pewno będę sprawdzać co nowego.
    pozdrawiam
    Eliza
    2:16

    OdpowiedzUsuń
  5. :) te wozy strażackie wyglądają jak takie małe zabawki :) śliczne!

    OdpowiedzUsuń
  6. wow
    strażak Wam rośnie ;))
    a te wozy na przedostatnim zdjęciu wyglądają jak miniaturki :D zabawki :D

    OdpowiedzUsuń
  7. hi hi hi świetny pościk, superowo się czyta, "tlombowo" dałaś czadu :) rzeczywiście dzięcięca wyobraźnia i skojarzenia są niesamowite i... nie do przewidzenia, a muzeum - super! jak strażacko i jak czerwono tam było! zdjęcia piękne!
    iii jo! iiii jo! iiii jo!

    OdpowiedzUsuń
  8. no to masz mamo za swoje !!!! Dostarczać dziecku takich emocji a potem się dziwic ,ze ma sny aż tak kolorowe ...i tlombowe ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha, ha przednia, "tlombowa" historyjka. Mój Stasiek byłby zachwycony takim miejscem. A wyobraźnia maluchów nie zna granic, ale dzięki temu trochę nas zmuszają byśmy na oczywistości spojrzeli pod innym kątem. To jest i twórcze, i piękne a ile jeszcze dodatkowo nowych furtek otwiera...:)
    Właśnie odkrywam to Twoje miejsce. Dziękuję za komentarz u mnie, bo mogłam tu trafić:) A ponieważ tak tu pięknie i ciekawie będę zaglądać po nowości:)
    Najlepszości na dobry początek tygodnia.
    p.s
    Gratulacje z wygranej u Elizy!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudne skojarzenie z tą tlombą :))
    A wrażeń z muzeum też zazdraszczam, sama lubię pozwiedzać takie miejsca!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...