Przejdź do głównej zawartości

o dziadzie, bieganiu i rozczarowaniu

Nie za często, od święta raczej i inaczej niż w roku ubiegłym, biegam leśnymi scieżkami po drugiej stronie jezdni.
 Zawsze się zarzekałam, że co jak co, ale pięt za szybko od powierzchni nie będę odrywała, bo maratończyków z czasem skraca i w ogóle nudne to bieganie jak flaki z majerankiem.
W zeszłym roku odmieniło mi sie o 180 stopni, zasmakowałam w przebieżkach i choć na początku z wywieszonym jęzorem i częściej pieszo, to zaczęłam jednak uprawiać regularnie. Było juz całkiem nieźle. Z czasem potrafiłam bez przystanku przebiec godzinkę...zreszta co ja się będę chwalić;)
 Przyszła zima i bieganie stanęło w zaspie, mięśnie sie skurczyły, oddech wyrównał. Potem nastała tegoroczna wiosna, ja dalej nic, ale przyszło lato i wraz z nim moje wielkie nawrócenie na dobrą drogę;)
Obecnie sie rozgrzewam, ale dłużej to potrwa, gdyż oziębiło mój zapał wydarzenie z ostatnich dni.
     Tutaj muszę jeszcze wprowadzić do tematu ścisle związany z nim kontekst:
1. Zanim się zapuszczę w las, biegnę w okolicy pewnej kamienicy, obok której istnieje ławka, na której żyje staruszek i przywiązany doń i do ławki pies.
 Do dziś to był staruszek-pan, ale nomenklaturę zmieniam zasadniczo.
2. Zawsze darzyłam (darzę?) niewytłumaczoną, spontaniczną sympatią ludzi starych u "schyłku wieku" Może to próba oswajania przemijania i starości, wzruszają mnie staruszkowie i już.

     Staruszek-pan, kole 80-tki, od zawsze obecny w scenariuszu, zwykł sie do mnie miło acz bezzębnie uśmiechać, machać ręką, krzyczeć cześć, więc i ja z dystansu odbijałam piłeczkę, bo to takie miłe preludium do późniejszej zadyszki.
Pies, jeśli na początku obszczekiwał mnie groźnie, tak z czasem karcony zaprzestał i zmądrzał.
Staruszek-pan okazał się być bezwstydnym zgredem, pies pozostał bez zmian.

     Dziad wyszedł był niedawno na scieżkę i zatrzymał mnie w locie, chuchając próchniczo ...Pojdziesz ze mna tam (wskazał las), za parę dni mam rente to ci dam...Umówimy się?
Za co! No za co mi da?! Zanim ruszyłam z kopyta - niebo poszarzało, zieleń zmatowiała , spadł wodospad zimej wody, a potem wyrosło bujne drzewo środkowego palca.
Rozczarowanie, jednym słowem. Czołowe zderzenie z łysiną obleśnych zamiarów!
Łudziłam sie bardzo myslą, że wiano doświadczeń łagodzi obyczaje starszych ludzi i że impertynencja ulega naturalnemu zanikowi jak pamięć. Nie jest tak.
Jak jest więc?
Wyjątek potwierdza regułę? Jeden dziad wiosny nie czyni?
czy
Zachowaj dystans do swoich przekonań, przeczuć i tlącego sie próchna, bo a nuż sie oparzysz?

jedno i drugie zapewne.

Biegać nie zaprzestanę. Uciec od dziadostwa sie nie da, ale można szerokim łukiem potraktować.
 Rzeczywistość weryfikuje  rózne sprawy, wypłukuje lukier z myśli.
 Dystans, jednak on!
 Dystans jest ważny, im dłuższy tym zdrowiej, i dla ciała i dla ducha.

Komentarze

  1. podziwiam Twój zapała do ruszania się w tempie szybszym niż szybki marsz, ja tego drugiego nie przekraczam z zasady :) (wyjąwszy oczywiście sytuacje ekstremalne, które na szczęście zdarzają mi się rzadko i do biegania zmuszana przez los nie jestem);
    a obleśne dziadzisko to, mam nadzieję, wyjątek potwierdzający regułę, że staruszkowie są mili, urokliwi i bezpieczni dla otoczenia, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wesołe jest życie staruszka..."
    Choć tu mógłbym napisać "zboczone"

    Kurcze, dziewczyny mają gorzej. Mnie już dawno żadna starsza pani nie zaoferowała niczego ;-)

    Ok, rozpiszę się. Na temat oczywiście - studiując w Poznaniu dość często odwiedzałem legendarne targowisko "na Bema."

    Po drodze na naiwnych czekały 3 lub 4 Cyganki, niemłode już tęgie panie, które za wszelką cenę chciały komuś powróżyć.

    Mnie zawsze zaczepiały, aż w koncu wymyśliłem. Odpowiem po angielsku:
    "I am sorry, I do not speak polish" - dałem soczystą angielszczyzną.
    Baby wmurowało, ale jedna odważna na to:
    "Chcesz zobaczyć moją dziurkę?"

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. ożesz! ale macie przygody ha ha ha LOL śmieszne to i tragiczne za razem. ujrzałas niechcący prawidzwą ludzką naturę. Magdo, i chyba odkryłaś drugie życie staruszka :P stare to to, trzesące, jedną nogą w grobie ale jeszcze sie rwie... i swoją rente oferuje :D LOL
    trzeba było sie umówić :P rentę pobrać w lasku... i pobiec dalej....

    podziwiam Twoja determinację w bieganiu, jak nigdy sie do biegania zmobilizowac nie mogłam :( a przydało by się, oj przydało!

    Do Tomka - no i co? przepuścił "anglik" taką okazję do wróżby? może ze swojej dziurki powróżyć kobita chciała :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę ochoty do biegania. Moje psy i mus! dania im do wiwatu tak mnie wykańczają, że na samodzielny bieg nie mam już siły. /albo ci się nie chce ty leniwe babsko/.
    Co do staruszków - chuć i marzenie o tarle zdarza się w każdym wieku. Nie każdemu z wiekiem przybywa rozumu, niestety. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Samo życie...
    Szczęście w nieszczęściu że trafił na Ciebie, osobę która potrafi złapać dystans. Gorzej gdyby to była nastolatka z jednej strony łasa na "rentę" a z drugiej zwichnięta po przygodzie na resztę życiorysu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Titanio, "Anglik" nic nie zrozumiał z tej kuszace propozycji...;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bieganie jest super, podobnie jak marsz. W ogóle ruch jest fajny.
    A staruszek to był taki z tego grona starców od Zuzanny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ci co chcieli postraszyć ale czym nie mieli? :))) W Sztaudyngerze jestem biegła bo Supełki miały sporo świńskich rysunków, i w wieku podstawówkowym wertowałam wzdłuż i wszerz.

    OdpowiedzUsuń
  9. to ci dziad obleśny!
    takich to koniecznie szerokim łukiem traktować trzeba, wstydu nie mają

    sport to zdrowie, podziwiam
    biegam w myślach bo jak przychodzi co do czego to mi się nie chce ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kto by pomyślał, że rozkoszny bezzębny staruszek ma pod swoją bujną łysiną tak sprośne myśli i odwagę, by wcielić je w życie ! Podziwiam Twą determinację, jeśli chodzi o bieganie :) I miejmy jednak nadzieję, że śmiały dziadunio nie zniechęcił Cię do dalszych interakcji z ludźmi w wieku podeszłym ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzeczywiście przepadł dziad i w moich oczach...
    Nie da się naprawić świata, jedyne co można to zmienić swój stosunek do Niego, żeby się nie denerwować... Ale łatwe to nie jest.
    Zmobilizowałaś mnie. Ja ostatni zryw na bieganie miałam zimą, tą siarczystą właśnie!
    Ale potem nadeszły deszcze, wśród ulewy jakoś nie dałam rady się zmusić do wyjścia z domu. Ale chcę i to bardzo wrócić do jakiej takiej formy bez zadyszkowej! Postaram się, a jak mi się uda, to się pochwalę :))

    OdpowiedzUsuń
  12. ...no i najważniejszy jest dystans....i do sprawy i w bieganiu ...i tego się należy trzymać !

    OdpowiedzUsuń
  13. Do Tomka, No to "anglik" musi się nauczyć jęz. polskiego... aby więcej takich okazji wróżebnych nie przepuszczać :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...