Przejdź do głównej zawartości

no, koniec świata

Czasami do głowy przychodzą słowa, nieświadomie, w natłoku pierwszych skojarzeń.
Zaczęłam  babrać się w swojej pseudofilozofii i nagle w potoku artykułowanych refleksji wymsknęła się - Minerwa.
Nie wiedziałam co zacz, tzn. przeczuwałam, że taka postać istnieje w mitologii, ale skąd ta samolubna ochota, by nadać sobie jej imię. Ono pojawiło sie spontanicznie, a potem, kiedy sprawdziłam symbolikę...no właśnie, postanowiłam to napisać,  nic poza tym, bez wgłębiania się.
Jestem sową, wiecie? Za dnia nie ogarniam, dopiero po zmroku widzę wyraźniej, dziób mi się nie zamyka;)



Dzis widziałam straszny i zarazem piękny film. Najpiękniejszy thriller odkąd pamiętam, najbardziej malowniczy i urzekający dramat człowieka w obliczu rzeczy ostatecznych. Mówi się, że coś porusza w nas strunę, dokładnie tak było. Ten film obudził niespokojna nutę mojej wewnętrznej muzyki.
W dzisiejszej rozmowie z L. (który w odróżnieniu ode mnie - Minerwy kazał nazywać sie LEO;) przyznałam się ze jestem bardzo zalęknioną duszą.  Przyznałam się do rzeczy które L. już wie od lat. Potwierdziłam w jego oczach banalny fakt swojej obsesyjnej melancholii.
Bo co mnie gniecie?...
Wierzę w duszę, ale nie lubię jej. Duch, dusza, bóg są dla mnie tak nienamacalne, dalekie.
To co w zasięgu rąk, mojego umysłu - to dla mnie istnieje. Tego się trzymam, choć wiem, że prawda jest gdzie indziej. Nic co ziemskie mnie nie ukoi, nic co duchowe nie da mi spokoju.


wracajac do filmu. POLECAM!
To jest mocne kino, to jest kino w granicach mojej melancholii i wrażliwości.
Larsie Von Trier - tym razem ci się udało.

Komentarze

  1. To jest chore kino (choroba reżysera), widziałem wszystkie jego filmy, długo leczyłem rany ;)))
    Oczywiście artyzmu nie można mu odmówić, choć niepotrzebnie epatuje kontrowersyjnymi scenami.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie spodziewałam się "chorego" kina, a tu z niego... nici! Wspaniały, urzekający, trzymający w napięciu do ostatniej sekundy film :)

    OdpowiedzUsuń
  3. esiefloresie, tu brak kontrowersyjnych scen (takich jak np w antychryscie).
    Myślę, że jest dla Larsa nadzieja;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może odważę się i obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. no jasne Pieprzu, zapomniałam :)

    za dnia stać mnie na coś optymistycznego, jak przyznanie racji;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Już mi tyle osób polecało, muszę obejrzeć...

    OdpowiedzUsuń
  7. dziękuje za odwiedziny:)) wianki robię na podkładzie zakupionym na giełdzie kwiatowej, sama wyplatałam w zeszłym roku wianki z brzozy, takie podkłady można kupić tez na allegro. ozdoby przyklejam klejem na gorąco, ale jeśli nie masz pistoletu, spokojnie wszystko przykleisz klejem wikol,który kupisz niemal wszędzie:) co do filmu nie widziałam ,ale zapewne się skuszę:))pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. tak sobie dreptam po blogu, bo mam chwilkę i zaszłam tu. ostatni mój seans. świeży jeszcze. na początku myślałam, że filmu nie pokocham, późno było, zmęczona byłam... ale następnego dnia... BAM! tak mnie trafiło i nie mogłam przestać o nim myśleć :) piękny!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...