Przejdź do głównej zawartości

spotkanie z przeznaczeniem

Na blogach zaoceanicznych dynie w pajęczynach. Dużo koloru zachodzącego słońca  w strasznej scenerii pajęczych odnóg i postaci ukatrupiających wzrokiem. W naszych rodzimych granicach dziś łuny. Będzie jasno i szeptem pośród strzępiastych kulek chryzantem.
Ciekawe doznania dla pasażerów samolotów, bo chyba widać z wysokości płomyki cmentarzy.
 Szykowałam się do corocznych objazdów, ale ostatecznie się wstrzymałam. W tym roku zapaliłam sobie czerwone światełko stopu.
L. pojechał na grób ojca.
 Nie czuję się winna, od dawna kalendarz jest dla mnie umownym liczydłem.
 Tłusty druk, że tego a tego dnia trzeba bardziej się postarać w danej dziedzinie, spływa po mnie.
Każdy dzień jest dobry by dać laurkę, segregować śmieci, tudzież wysprzątać grobowe obejścia, ale rozumiem , że pewne schematy porządkują rzeczywistość, ułatwiają życie.
 Nie czuję presji podtrzymywania tradycji, nawet mogłabym się obejść bez świąt.
 Brr, brzmi przeraźliwie smutno, nieprawdziwie? Ja nie czuję się ogołocona z czegoś, raczej wolna.
 Nie powiem, może i jest to dyktowane lenistwem, takie scedowanie obowiązków na tych co lubią, bo ja owszem lubię np zimowe święta, tylko nie czuję wewnętrznego przymusu dbania o ich formę.
 Nie ignoruję, ale też nie związuję się węzłem konwenansów, rytuałów.
Nie raz każą się tłumaczyć, a ja zwyczajnie od słowa tradycja wolę tolerancja.
Nawet jeśli wydaje mi się, że dzisiaj jest święto cmentarnych spacerowiczów, to powstrzymam się od pełniejszych komentarzy. W sumie, co tam moja opinia, juz rozpływa się w ciszy wieczoru.

Myśl o kresach zycia często mnie nachodzi.
Dzisiaj klimat zdjęć w sepii jest wyrazistszy. Dzisiaj przerzucając pergaminowe przekładki rozsnuwam mgłę przeszłości. Pośród rodzinnych, archiwalnych albumów z młodości mojej babci zapodziało się kilka łez i westchnień.

Komentarze

  1. cos w tym jest co piszesz, ja lubie akurat oprawe swiat Bozego Narodzenia, nostalgiczny nastrój dzisiejszego wieczoru, choc im starsza jestem tym bardziej tradycja wydaje mi się coraz mocniej spauperyzowana :(
    ostatni akapit pieknie napisany

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja choć mam mamę na cmentarzu pielęgnuje ten dzień ze względu na moje dziecinstwo, dlaczego? to był jedyny dzień w roku kiedy mogłam spotkać się z rodzina całym kuzynostwem, przelewać wosk ze zniczy, chodzic po nocy, dziś moje dzieci tak jak ja miały taką chwile z kuzynką , kuzynem obcym ale własnym...a o zmarłych trzeba pamiętać po prostu tak jak okazywać miłość nie tylko w walentynki...

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie 1 listopada to fenomen, bo najwyraźniej właśnie tego dnia wszyscy się schodzą, jakby drzewo genealogiczne splątywało swoje korzenie

    OdpowiedzUsuń
  4. przeczytałam, co napisałaś i się zamyśliłam. od kilku lat jestem daleko od rodzinnych nagrobków, zawsze 1go listopada jakoś nie po drodze. kiedyś w tym dniu "zwiedzałam" katowickie cmentarze, z ciekawości, z powodu tego wieczornego klimatu płomykowego, żeby zapalić znicz, mimo, że jestem na drugim końcu mapy. ale nie dzisiaj. dzisiaj też zrobiłam sobie wolne. tak jak Ty. i nie żałuję. odwiedzę babcię i innych kiedy będę w moich rodzinnych stronach. po mojemu, ale z ciepłem w serduchu. p.s. dlaczego czasami lepiej po swojemu? gdybyś kiedyś miała wątpliwości, zajrzyj tutaj: http://jacektaran.blogspot.com/2011/11/wszystko-swiete.html

    co nie znaczy, że 1szy listopada to dziwna tradycja. lubię, szanuję, obchodzę jeśli mam chęć. byleby nie tak, jak na tych zdjęciach...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja lubie wszystkie swieta, bo oznaczaja one dla mnie spotkania rodzinne, ktore uwielbiam jak popcorn! Jestem od nich uzalezniona ;)
    W gruncie rzeczy nie chodzi przeciez o palenie zniczy, ztrojenie choinek...

    OdpowiedzUsuń
  6. Noo:) chodzi o ducha.
    Tylko nie wolno tego ducha upychać pod płaszczykiem pozorów za bardzo.
    W sumie idea każdych świąt sprowadza się do spotkań, pojednań i temu służy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie pojechałam. Nie będę się tłukła przez pól Polski tylko po to żeby zapalić świeczkę ana grobie akurat w tym dniu. Zapale przy okazji, zapalę wtedy kiedy będę miała na to ochotę... kiedy będę odczuwała potrzebę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. powiem tak- hmmmmmmmmmmmmmmmmmm.....

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja juz bardzo dawno temu doszlam do wniosku, ze zeby sie spotkac z rodzina to ktos musi sie ozenic(wyjsc za maz) lub koniecznie umrzec.
    No to na co mi taka rodzina? Na co mi swieto, ktore NAKAZUJE bliskosc, skoro nikt nie ma potrzeby tej bliskosci na codzien.
    Wyzwolilam sie z czasu, z kalendarza, z tradycji i jest mi dobrze. Duzo bardziej sobie cenie to co ludzie robia z potrzeby serca, a nie na pokaz, bo inni zobacza.
    Mieszkam za daleko od grobow moich bliskich, ale przeciez to sa TYLKO groby, moich bliskich tam nie ma. A myslec o nich moge wszedzie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Stardust, potraktuję ten komentarz jako kontynuacje mojego wpisu. Tak własnie myślę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie pielęgnuję tego święta od wielu lat. Denerwują mnie przepychanki przy grobach, kłótnie, tłok, ścisk i sztuczność. :/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...