Trzeba się wprawiać - krawat najłatwiej i najlepiej się wiąże samemu, na własnej szyi. Nie na kimś innym, nie na nodze od łóżka... Młody dżentelmen jest na dobrej drodze - węzeł może nieklasyczny, ale jest:-)
Młody jest bossski! Wiązać krawat nauczył mnie mąż, no i tak mi zostało, jak sznurowanie butów :) ale moja córka nie może załapać i wiąże jakkolwiek byle zamotane.
Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko. Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie. Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie! Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...
Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos. Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...
Witaj, ja też niedawno musiałam zawiązać krawat, cóż troszkę to nam zajęło, również ratowaliśmy się filmikami z YT :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Trochę nie wyszło ale za to jakie piękne zdjęcia. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMożna nie umiec zwyczajnie, ale u Was to jest nieumienie NIEZWYCZAJNE - też bym chciała tak pięknie nie umiec :)
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia:) nie sposób się nie uśmiechnąć:DDD
OdpowiedzUsuńZ krawatami wiadoma sprawa:)
Świetne zdjęcia :)))
OdpowiedzUsuńU mnie w domu specem od krawatów jest Tato. I wiąże wszystkim... nawet sąsiadom :)
krawaty są tak strasznie urocze i niepotrzebne.
OdpowiedzUsuńmy w naszym domu też tak bardzo nie umiemy:P :):D buziaki! śliczny chłopak:)
OdpowiedzUsuńja tam coś umiem, tak zwyczajnie, bez szału. Na szczęście mąż nie lubi nosić więc spoko loko .. :)
OdpowiedzUsuńTrzeba się wprawiać - krawat najłatwiej i najlepiej się wiąże samemu, na własnej szyi. Nie na kimś innym, nie na nodze od łóżka...
OdpowiedzUsuńMłody dżentelmen jest na dobrej drodze - węzeł może nieklasyczny, ale jest:-)
Podobno gdzieś na świecie są maszyny do perfekcyjnego wiązania krawatów. Temu młodemu człowiekowi chyba nie będzie potrzebna;)
OdpowiedzUsuńto pewnie dla dziadków???
OdpowiedzUsuńMłody jest bossski! Wiązać krawat nauczył mnie mąż, no i tak mi zostało, jak sznurowanie butów :) ale moja córka nie może załapać i wiąże jakkolwiek byle zamotane.
OdpowiedzUsuńBuziole
Nie umiem. Od tego mam męża i syna. :)Zdjęcia - pierwszoklaśne.
OdpowiedzUsuń