Przejdź do głównej zawartości

architektura wspomnień

Miała czarne, lakierowane sandały, bez pięt, rozmiar 37. Śliczny model. Nigdy do nich nie dorosłam, stopy zawsze wysuwały się do przodu. Potem urwały się paski.
 W salonie, na ścianie w kolorze groszku, wisiał wielki obraz.  Natchniony Jezus idzie między łanami zbóż, za nim dwunastu. Jest boso, uczniowe w sandałach, czyste niebo, maki, apostoł Jan wygląda jak kobieta. Pod obrazem stało łóżko nigdy nie ścielone, poduszki piętrzyły się u wezgłowia przykryte kapą dziergana na szydełku. Kawał kolorowej roboty w kształcie okręgów na wodzie. Okrągły był też stół i klosz lampy z frędzlami, zwisającej nad stolikiem. Okragły był tamborek i pudełko pełne naparstków i skłębionych nici.
Skrzypiała szafa. Na jej dnie znalazłam swoje zeszyty z pierwszej klasy, którym próbowała zmienić przeznaczenie i ocalić od płomieni. Nie na długo:(
Piec, z kafli w kolorze cynamonu, lśniący i ciepły zawsze do trzech czwartych wysokości. Przy piecu ślizgał sie fotel na cienkich metalowych nóżkach. Sztywny, chyba granatowy w czerwone cętki. Tata usiadł na nim kiedyś i wrzucił moje pierwsze lekcje w paszczę ognistych języków, głos uwiądł mi w gardle.
Żałowałam, że mieszkanie na parterze nie miało balkonu. Wielkie, drewniane okno otwierało sie ze zgrzytem. Na kilkanascie dni przed śmiercią, w maju, zrobiłam ci w nim ostatnie zdjęcie swoją Leicą. Klisza zaginęła.
W łazience buchał  półokragły, gazowy piec, zawsze ciągnęło od kamienistej podłogi, pachniało zjełczałym pudrem. Na szklanej półce stała drewniana buteleczka oleistych perfum. Okrągła, na rzeźbionej nóżce. Malowane róże odpryskiwały gdy brałam do rąk.

Dbałam o Nią na swój dziecinny sposób. Kiedy pewnego dnia na godzinę straciła wzrok i mowę, ze strachu odrętwiałam na całym ciele. Nastepnego dnia tarłam z zacięciem marchewki i robiłam surówki, kazałam jadać, bo betakarotem poprawia wzrok. Wzięłam sie za przepisywanie wielką trzcionka artykułów z gazet, łączyłam je zszywaczem, robiłam nagłówki i ilustracje. To była mozolna prasa;)
Chciałm by miała rozrywkę, a ona i tak wolała program pierwszy telewizji.
Czasem wychodziłysmy na spacer. Stacjonarny spacer na podwórkową ławkę:) Siedziałyśmy i jadły lody, palce sie kleiły, rozmowa nie zawsze.
Wydaje mi się, że skąpiłam jej czasu. Po szkole podrzucałam słoiki z obiadem, odgrzewałam naprędce, a potem leciałam na basen przyglądać się spod tafli wody swojej pierwszej miłości.
Kiedy jednak byłam, z takim samym błyskiem zainteresowania w oku słuchałam opowieści jak trzykrotnie wywinęła się śmierci.. Jako nastolatka, podczas zwiedzania kopalni kolejką wąskotorową, potem od Bolszewików i od Hitlerowców.

Kochana babciu, pamietam Cie siwiuteńką, pamietam brzmienie twojego głosu. Pamiętam jak śmiałysmy sie do rozpuku, kiedy na życzenie mojej siostry wyciagałaś sztuczna szczękę ;) Pamietam Twoje kostiumy non iron i tą chwilę, kiedy tata z mamą wniesli je w workach na przedpokój oznajmiając, że umarłaś.

Nie pożegnałam się z Toba. Nawet nie odwiedziłam w szpitalu.
 Czasami, choc juz nie tak często jak kiedyś, budze się ze snu i przez moment zyjesz, mam się do ciebie wybrać i ...

.. po chwili dalej jest mi przykro

(Mój roczek, babcia na pierwszym planie)

Komentarze

  1. Bardzo wzruszające i piękne. Aż nie wiem, czy pisanie tego komentarza nie jest zbyt banalne i nie psuje uroku chwili, po przeczytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Babcia ma specjalne miejsce w sercu wnucząt. Bardzo bardzo kochana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie Magdo ubrałaś w słowa to czego ja słowami wyrazić nie potrafię ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamięcią ocalamy tych, których kochamy. Pięknie pamiętasz [*]

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, gdy w pamięci żyją bliscy, to tak jakby nigdy nie umierali;-) piękne wspomnienie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

....

Lubie koloryzować, zmieniać rzeczywistość według własnego widzimisię, kłamać obrazami, ale bez szkody. Piszę o fotografowaniu, o wysysaniu ze zdjęcia rzeczy, których na nim nie ma , a czuję je...czułam.....więc w sumie nie kłamię... Nie jestem profesjonalistą więc przerabiam, żeby nadrobić to co nieuchwycone, a przeleciało motylem, zagrało delikatnie w duszy. Uwielbiam zdjęcia, które odczuwam, nawet jesli nadano im sztucznie jakis rys  W ogóle podchodzę do zjawisk jak synesteta.  To niesamowite smakować kolory, dotykać dźwięków. Wyczuwac faktury tam gdzie ich, na zdrowy rozum, nie powinno być, wypowiadać czyjeś imię i kolorować jak obrazek. M a g d a le na jo a n n a a g nie s zk a pa t rycja a d a m zamknijcie oczy i spróbujcie napisać swoje imię kolorami:) Jakie jest ? Z rzeczy przypodłogowych i przyściennych... Znalazłam sposób na zaczątki mojej sklerozy, czy też wybujałą wyobraźnię majacą ścisły związek z AGD ;)  Czasami po kilka razy sprawdzam, czy coś wyłączyłam,

śmierć jest przecinkiem

Dlaczego śmierć nie miałaby być piękna? Jest tak naturalna i powtarzalna. Jest elementem garderoby ciała, dlaczego więc nie zachwycać się nią jak broszką spiętą z istnieniem? Tylko nieprzywiązanie do tzw. życia to umożliwia, albo myślenie o nim (życiu) jak o perpetuum mobile w którym śmierć jest przecinkiem. Śmierć jest jak kwietna łąka pośród pożogi, bo bywa wybawieniem, ale głównie po prostu JEST.  I te refleksje pojawiły się po filmie " Civil war' który ma odzwierciedlać niepokoje zza oceanu dotyczące politycznych rozłamów i rewolucji, ale moją wrażliwość ukierunkował w inne rejony. Otóż bardziej zafascynowały mnie wewnętrzne procesy bohaterów, dziennikarzy którzy rejestrują aparatem trawioną wojną domową rzeczywistość. Dla nich śmierć jest kompanem, z którym się układasz lub wojujesz, a każdy z nich balansuje na tej linie na swój sposób. Bo zycie i śmierć są sobie takie bliskie jak bliźniacze rodzeństwo. Śmiało nazywam wojną cywilną również tą, którą toczymy wewnątrz. Kied

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki z krwi i kości, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, strzelistych  kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...