Przejdź do głównej zawartości

Wspomnień czar...

No tak, Ogrodzieniec jest juz wspomnieniem w perspektywie historycznej jak i naszej, familijno-wycieczkowej.
Z drugiej strony, choć to ruiny to jednak żyją. Odradzają się z kazdym turystą i mają się bardzo dobrze. Zakonserwowała je komercha.
Najeżdżając na zamek kilka dni temu miałam nieodparte wrażenie, ze najpierw postawili tu stragany i inne "cywilizowane" atrakcje, a potem dopiero nawieźli tych kamieni jurajskich i utoczyli z nich gród.
Trudna i mozolna jest droga na zamek, szczególnie z trzylatkiem o rozbieganym spojrzeniu.
 Zanim przestąpilismy most zwodzony, zwiodła go przeróżnej maści tandeta.
 Tandeta sredniowieczno-renesansowa. Mix lepszy niż knorra.
 Sztylety, toporki, maczetki, a dla panienek wianki z welonami.
Dmuchane pałace, strzelanki z łuku i inne widokówki.
 W końcu dotarliśmy na wzgórze, jeszcze nie było tyle ludu i wolna lipa się znalazła, więc usiedliśmy a odpoczęli w jej cieniu.
Móc spod tej lipy napawać się li i jedynie widokiem białych skałek, pozostało niestety pobożnym życzeniem.
Między zamkiem, a skałką, w odległości 140 metrów, rozpostarto bowiem linę "przejażdżkową", takie horyzontalne bungi.
Można sobie było spozierać z dołu na wrzynające sie w pośladki fruwających, uprzęże ;)
Jak małżeństwo liczykrupów (nas) się zbierze do pary, to się włącza kalkulator mentalny, więc obliczylismy według wzoru, że sekunda takiej zjeżdżalni kosztuje 1,40 zł !!!
Ale biznes! A skorych do takiej przygody było sporo.
Nic tylko plagiatować i zarabiać na szlaku Orlich Gniazd.




Dawno dawno temu, był sobie w miarę pusty zamek:


urokliwy, choć dziurawy


nikomu nie wadził, a jednak najechali go

w popłochu brano dobytek i dziatwę i chowano w komnatach
                                             niektórzy desperacko próbowali sie katapultować

 na odsiecz przybył dzielny młody Woj, czy też Wiking

ale nie dał rady w pojedynkę, więc zawezwał Dartha Vadera

ten pozamiatał, a później Wajda nakręcił o tym film

HAPPY END

Komentarze

  1. Ha ha ha, ale się uśmiałam:-)
    Także byłam w szoku, kiedy rok temu, po kilkuletniej przerwie, pojechałam do Ogrodzieńca.
    Prawdziwy multiplex - dla każdego coś dobrego, masz i woja, i wikinga, i Lorda Vadera. Powiedz, bo nie pamiętam - są też oscypki i ozdóbki z muszelek??? :-D
    A podobno Hunowie to byli barbarzyńcy...;-)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie byłam, nie widziałam ale zamek piękny, robi wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam w Ogrodzieńcu tylko raz, ale do dzisiaj wspominam to bardzo miło. Widok z baszt niesamowity i pamiętam, że korciło mnie, aby zapuścić się do lochów, tyle że mi nie pozwolono... Hm... Ciekawe czemu?
    Oj przydałby się w tym naszym kraju taki Lord Vader, przydał... ;]

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. .....no to tymbardziej sie cieszę ,ze nawiedziłam go w ub. listopadzie - pogoda świetna ,ludzi troszkę ,nie pałętają się w obiektywie i dają cieszyc sie urokiem tego miejsca / moje zdjęcia z Ogrodzienca w bocznej zakładce na blogu /
    buziaczki Madziuś

    OdpowiedzUsuń
  5. No jasne, byłam z klasą tak ze 100 lat temu :D Fajny zamek i widzę, że jeszcze stoi, uf.
    Maczeta jest absolutnie niezbędna każdemu rycerzowi podobnie ja to z rogami na głowę :))
    Rewelacja! Ja takiego nie mam. chyba pojadę i nabądę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. super wycieczka, piękne miejsce ze swoją historią. i pogode cudowna mieliscie. uwielbiam zamki. sa takie... "splendid" i "grandiose". tutaj w walii też są takie wspaniałe miejsca jak carnaefon, conwy, harlech czy beaumaris. w dwoch pierwszych byłam osobicie, do 2 ostatnich marzę aby pojechac.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

dalekosiężnik wzrokowy

Zrobiłam z blogowych wpisów mozaikę i się prawie popłakałam, a na pewno oczy się zaszkliły. Mozaiki są zdradliwe. Pochlipałam nad tymi wszystkimi blogami, co ich już nie odnajduję, co do nich zabarykadowano drzwi, co to o sobie zapomnieliśmy. Zasmuciłam się z powodu wszystkich ludzi, którzy już nie piszą, bo odeszli w zaświaty albo piszą, ale emigrowali w inne blogosfery. Zastygłam na kilka chwil podczas czytania własnych słów sprzed lat kilku. O mamo, jak dobrze, że tego bloga mam. Kawał życia, okruchy historii, tyle przetrawionych myśli. li. Wzrusz!