Przejdź do głównej zawartości

......

pokuszę sie o mały emocjonalny ekshibicjonizm:)

kocham mojego męża jak anieli :))

Ostatnimi dniami było napiecie i dochodziło do zwarć, ale w moim zamknietym obwodzie.
Chodzi o takie babskie sprawy..typu...będzie potomek, czy też fałszywy alarm , a jeśli fałszywy to co to ciało wyprawia i niech nie igra, bo dostanę fixum dyrdum..bla bla bla....
Światełko czerwone jarzyło jak diabli. We dnie i w nocy pulsowało spać nie dając. Po raz  drugi w zyciu weszłam w poczekajkę na przystanku Dziecko-wice.
Fotoplastykon pieluszek i sliniaczków przesuwał sie przed oczami miarowo, acz bezustannie. W koncu rzekłam mężowi, że ekhmmmm...zostaniesz tatkiem na bis raczej ( i to w przeddzień dnia taty)
Nie wiem czego oczekiwałam, ale bacząc na nasze finasowe rezerwy, a raczej ich brak słyszałam już w myslach zgrzytanie zębami i widziałam przewracanie oczami i stukanie palcami o blat. No, nieciekawie mi sie to jawiło.
 Usłyszałam w swoim kierunku....nooo mogłoby być
Ono mogłoby :)
Jak ja sie z tego cieszę, że mogłoby.
 Niby tylko mogłoby, ale dla mnie to jak obietnica "tak"
Wiem już , że nie będzie, ale to że mogłoby, w skrytości mnie opromienia i nastraja majorowo, bo to własnie chciałam usłyszeć.
Abstrachując od oczywistych trudów i chwil zwatpienia;P, bycie tatą musi byc porównywalnie fajne do bycia mamą. Jest inne jakościowo i ma inna perspektywę, ale musi dawać frajdę. Miłośc wszystko tłumaczy:)
Jak to jest być tatą?
 Idę spytać...

Komentarze

  1. Wiesz co Magda? To piękny wpis! Z tych wzruszających tak po prostu, po ludzku. pozdrawiam. aneta
    p.s. I życzę, aby był, skoro może być ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to ujęłaś w słowa...a między słowami niech się Wam spełni ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Być tatą jest na pewno inaczej, jak się ma chłopaka a inaczej, jak się ma dziewczynkę. Bo chłopakowi to podbierzesz jakąś grę, lego, kolejkę elektryczną... a dziewczynie? No można zawsze trochę odczekać, żeby uprzykrzać życie przyszłym konkurentom ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i co? Jak to jest być tatą?

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawda, że miło jest odkrywać ukochaną osobę na nowo? :P Dzieci to zawsze cud... nie smutkuj, może to jakiś znak, że powinniście pomyśleć o tym? Ja nie wierzę w przypadki, a w życiu, nawet gdy jest się nie za bogatym, największym bogactwem jest rozszczebiotana rodzina :)

    Ps: Mój pape zawsze mi powtarza, że jestem najlepszą sprawą jaka mogła mu się przytrafić w życiu i że nie zamieniłby tego na nic innego :) To znaczy, że jest "dojrzałym" tatą. Nawet jeśli młodzi panowie wzbraniają się, jeżą na samą myśl, to jeszcze o niczym to nie świadczy. Wierz mi, jeśli tylko któryś poczuje w ramionach ten słodki ciężar niemowlaczka, momentalnie zamienia się w anioła stróża :) Naturalna kolej rzeczy :)

    Pozdrawiam cieplutko - mamusie i tatusia - :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja też pozdrawiam i czekam na "owoce" lub "owocki", działaj kobieto, działaj ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. :)
    no właśnie to jak to jest być tatą?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

śmierć jest przecinkiem

Dlaczego śmierć nie miałaby być piękna? Jest tak naturalna i powtarzalna. Jest elementem garderoby ciała, dlaczego więc nie zachwycać się nią jak broszką spiętą z istnieniem? Tylko nieprzywiązanie do tzw. życia to umożliwia, albo myślenie o nim (życiu) jak o perpetuum mobile w którym śmierć jest przecinkiem. Śmierć jest jak kwietna łąka pośród pożogi, bo bywa wybawieniem, ale głównie po prostu JEST.  I te refleksje pojawiły się po filmie " Civil war' który ma odzwierciedlać niepokoje zza oceanu dotyczące politycznych rozłamów i rewolucji, ale moją wrażliwość ukierunkował w inne rejony. Otóż bardziej zafascynowały mnie wewnętrzne procesy bohaterów, dziennikarzy którzy rejestrują aparatem trawioną wojną domową rzeczywistość. Dla nich śmierć jest kompanem, z którym się układasz lub wojujesz, a każdy z nich balansuje na tej linie na swój sposób. Bo zycie i śmierć są sobie takie bliskie jak bliźniacze rodzeństwo. Śmiało nazywam wojną cywilną również tą, którą toczymy wewnątrz. Kied...

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.