Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos. Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...
A może już niebawem? ;-))
OdpowiedzUsuńZabierz mnie, pleaseeee! Marzę o wycieczce do Islandii.
OdpowiedzUsuńPięknie tam :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się marzy :)
OdpowiedzUsuń:)) Ood czasu przeczytania pierwszej Sigurdardottir mam straszną ochotę tam pojechać. I już już witałam się z gąską, a tu kryzys, bezrobocie i w ogóle krewa.
OdpowiedzUsuń