Przejdź do głównej zawartości

aktualności

Z okien można zbierać kiście wody, wilgotno od ciągłego podgrzewania jej na gazie.
W kranach gorącej brak, ewentualnie cieńkie strużki rdzawej wody rurzanej.
 Do kaloryferów, w końcu, po dwóch dniach przerwy można przyłożyć ręce.
Było zimno, brrr...temperatura nam też spadła skutkiem mrożących krew żyłach myśli, że my tego remontu nie ukończymy aż do grudnia 2012 roku, kiedy wszystko ma i tak szlag trafić.
Próbuję myśl o przemijaniu przewartościować, że skoro wszystko się niechybnie kończy, to remonty TEŻ!


Kuchnię mamy połowicznie odrestaurowaną, a pchamy już kafle do łazienki.
Zgrywamy się na bohaterów romantycznych, żesz w mordę...
Góry z itonga chcemy przenosić, a rzeczywistość pokazuje język i wypina cztery litery.
Wchodzimy na pole minowe hipermarketów budowlanych, gdzie następują, jedna po drugiej eksplozje w portfelu, który pustoszeje. Bo ja się pytam gdzie ta forsa ? W tych małych popierdułkach - listeweczkach, śrubeczkach, wałeczkach ? Pieniądze mają właściwości kamfory!

Choć obecnie chorujemy prawie wszyscy, to też prawie wszyscy przykładamy się do pracy, a tapetę do krzywej ściany.Wannę wreszcie wnieśli i kartonowo-gipsową gilotynę co ma ściąć kawał ściany w łazience.

Muzyka w tle. Ostatnio puszczam starego, dobrego Coldplay'a.
 A kawałek w którym śpiewa ...że... we live in a beautiful world...miażdży wszelkie troski.
 Obyczaje łagodnieją, sztućce i garnki na swoim miejscu, nic nie przeciera szlaków w powietrzu.
 Spokój!
 Sztuką jest utrzymywać nerwy na wodzy.
Sztuką jest zaparzać herbatę.
Zaparzyłam dzban.
 Na opakowaniu widnieje napis - artistic tea, czyli zalewanie liściuchów dla zaawansowanych ;)
 Opary jaśminowe skraplają się na nosach, a na falach cieczy kołysze różowy kwiat w zielonej gęstwinie antyrodników.Wyglada to jak okaz egzotycznego pająka z parzydełkami.
 Pachnie upojnie, smakuje tez na "tak"





Ów tekst piszę na raty, więc obecnie chcę zakomunikować, że kuchnia wykończona. Został jeszcze ułamek procenta wykończeniowego, ale nie bądźmy drobiazgowi.
Być może (a raczej na pewno;P) się pochwalę rezultatem, w postaci krótkiego reportażu zdjęciowego, ale nie dziś, albowiem wlałam juz wrzątek do wanny i zamierzam się rozpulchni i pomarzyć, jak ta obskurna łazienka będzie wyglądać za kilka miesięcy....bo jeśli dopiero w proroczym roku Majów, to ma się rozumieć, że nie będzie wygladać wcale ;))

Jeszcze na samiuśki koniec pokażę arcydzieło pewnego pięknego umysłu:)
Oto i ...
 Roboś


Bardzo na czasie, gdyż rodzice działają jak automaty i wymiękają jak ciastolina.
Tacie szczególnie zdarzają się spięcia na tranzystorach od nawału informacji nadawanych z antenki mamy ;)

Komentarze

  1. jednym słowem, się u Was dzieje ... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Magdaleno witaj:)

    Czy mi się zdaje, czy nie mam dostępu do jednego z Twoich blogów. Roję sobie, czy zablokowałśs swoje pewne miejsce?
    Gdzie ja mam Ci odpisywać?

    OdpowiedzUsuń
  3. no to koniec apokalipsy - przynajmniej kuchennej!!! zawsze myslałam, że remonty sa fajne;) burzy się stare, tworzy nowe, podkresla, czyni warianty - tyle, że przewaznie zaglądałam na plac boju w charakterze projektodawcy i wykonawcy... I naprawde było fajnie:)))) Z punktu widzenia portfela inwestora, z punktu przetrwania inwestora - wygląda to chyba inaczej;) Cieszę się Madziu, że połowicznie już za Tobą!!!! Ale za to jak będzie pięknie!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. jaśminowa...moja ulubiona :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie cierpie remontow... brrrrrrr
    A Robos cudny:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyremontujecie, a tu świat ma się skończyć w 2012...

    ;-)

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  7. ;) Gratuluję serdecznie kuchni :) my w trakcie remontu... także zazdroszczę :)
    Bardzo ładne to zdjęcie z kubkiem herbaty... :)


    P.S. Magdo :) torbiszcze wielke jak serce? ;D super!

    OdpowiedzUsuń
  8. Współczuję. Znam to doskonale. Od czterech lat mieszkam na budowie...
    Ale co? Już bliżej niż dalej?;)

    OdpowiedzUsuń
  9. noooo to okazuje się, że nie tylko ja molestuję sąsiadów :D jakoś mi się lepiej zrobiło na duszy :D
    my kończymy kuchnię - tzn on skręca właśnie szufladę a ja kontroluję [jak widać ;) ] czy idziemy w dobrym kierunku siedząc na drabinie.
    Życzę żeby ten remont szybko się skończył :)

    OdpowiedzUsuń
  10. coldplay wcale nie taki stary :) ale może i dobry.

    miło tu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

....

Lubie koloryzować, zmieniać rzeczywistość według własnego widzimisię, kłamać obrazami, ale bez szkody. Piszę o fotografowaniu, o wysysaniu ze zdjęcia rzeczy, których na nim nie ma , a czuję je...czułam.....więc w sumie nie kłamię... Nie jestem profesjonalistą więc przerabiam, żeby nadrobić to co nieuchwycone, a przeleciało motylem, zagrało delikatnie w duszy. Uwielbiam zdjęcia, które odczuwam, nawet jesli nadano im sztucznie jakis rys  W ogóle podchodzę do zjawisk jak synesteta.  To niesamowite smakować kolory, dotykać dźwięków. Wyczuwac faktury tam gdzie ich, na zdrowy rozum, nie powinno być, wypowiadać czyjeś imię i kolorować jak obrazek. M a g d a le na jo a n n a a g nie s zk a pa t rycja a d a m zamknijcie oczy i spróbujcie napisać swoje imię kolorami:) Jakie jest ? Z rzeczy przypodłogowych i przyściennych... Znalazłam sposób na zaczątki mojej sklerozy, czy też wybujałą wyobraźnię majacą ścisły związek z AGD ;)  Czasami po kilka razy sprawdzam, czy coś wyłączyłam,

śmierć jest przecinkiem

Dlaczego śmierć nie miałaby być piękna? Jest tak naturalna i powtarzalna. Jest elementem garderoby ciała, dlaczego więc nie zachwycać się nią jak broszką spiętą z istnieniem? Tylko nieprzywiązanie do tzw. życia to umożliwia, albo myślenie o nim (życiu) jak o perpetuum mobile w którym śmierć jest przecinkiem. Śmierć jest jak kwietna łąka pośród pożogi, bo bywa wybawieniem, ale głównie po prostu JEST.  I te refleksje pojawiły się po filmie " Civil war' który ma odzwierciedlać niepokoje zza oceanu dotyczące politycznych rozłamów i rewolucji, ale moją wrażliwość ukierunkował w inne rejony. Otóż bardziej zafascynowały mnie wewnętrzne procesy bohaterów, dziennikarzy którzy rejestrują aparatem trawioną wojną domową rzeczywistość. Dla nich śmierć jest kompanem, z którym się układasz lub wojujesz, a każdy z nich balansuje na tej linie na swój sposób. Bo zycie i śmierć są sobie takie bliskie jak bliźniacze rodzeństwo. Śmiało nazywam wojną cywilną również tą, którą toczymy wewnątrz. Kied

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki z krwi i kości, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, strzelistych  kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...