Izba przyjęć na ostrym dyżurze to gotowy scenariusz na dramat społeczny, tudzież thriller psychologiczny w którym wszyscy uczestnicy nie mają pojęcia co się za chwilę stanie i nikt raczej nie chce tego oglądać.
Kiedy trzeba nadstawiać tyłek pod zastrzyk, a obok smacznie, z obłoczkiem piany w kąciku ust, śpi bezdomny święty Mikołaj - kloszard z siwą brodą bez świadomości licznych odmrożeń, w korytarzu zamroczony kibol, który co rusz próbuje wstawać i rozbija sobie łuk brwiowy, wylewa ocean krwi i prawie robi pod siebie, pan z dusznicą, stuletnia babcia błagająca o powrót do domu, pustego domu, bo z synem, niedorozwiniętym, daremny kontakt... no i na marginesie ja - starająca się nie ruszać, by ból w lędźwiach nie wycisnął z ust krzyku, a zęby nie rozszarpały rękawa. W tym fizycznym zniewoleniu błąkały się myśli i prośba słana za szpitalne mury, by zawsze był ktoś koło mnie, by nigdy nie być samotnym..i jeszcze jedna refleksja, trochę na przekór tej pierwszej, by jednak zaakceptować, nie walczyć z tym co się w danej chwili dzieje.
Teraz wysiaduję w domu i łykam prochy. Dyski wracają na miejsce między kręgi, powoli odzyskuję pion. Jest lepiej.
Nie przeciążajcie się, oszczędzajcie się.
Mierzcie zamiar podług sił.
Kiedy trzeba nadstawiać tyłek pod zastrzyk, a obok smacznie, z obłoczkiem piany w kąciku ust, śpi bezdomny święty Mikołaj - kloszard z siwą brodą bez świadomości licznych odmrożeń, w korytarzu zamroczony kibol, który co rusz próbuje wstawać i rozbija sobie łuk brwiowy, wylewa ocean krwi i prawie robi pod siebie, pan z dusznicą, stuletnia babcia błagająca o powrót do domu, pustego domu, bo z synem, niedorozwiniętym, daremny kontakt... no i na marginesie ja - starająca się nie ruszać, by ból w lędźwiach nie wycisnął z ust krzyku, a zęby nie rozszarpały rękawa. W tym fizycznym zniewoleniu błąkały się myśli i prośba słana za szpitalne mury, by zawsze był ktoś koło mnie, by nigdy nie być samotnym..i jeszcze jedna refleksja, trochę na przekór tej pierwszej, by jednak zaakceptować, nie walczyć z tym co się w danej chwili dzieje.
Teraz wysiaduję w domu i łykam prochy. Dyski wracają na miejsce między kręgi, powoli odzyskuję pion. Jest lepiej.
Nie przeciążajcie się, oszczędzajcie się.
Mierzcie zamiar podług sił.
Współczuję...
OdpowiedzUsuńBolało pewnie okropnie...
Magda, niech te dyski szybko i bezboleśnie wrócą na swoje miejsce i już nigdy go nie opuszczają, tego życzę;
OdpowiedzUsuńwiem, co się z człowiekiem wtedy dzieje, bo mojego R kiedyś to spotkało..:(
OdpowiedzUsuńbardzo współczuje! oby do świąt ustąpiło!! pozdrawiam!!
niech Ci już dyski nie latają - chyba, że po głowie (te z lat "młodzieżowych" np. z Ace of Base w tle)
OdpowiedzUsuńO kurde... to się nazywa REAL LIFE poziom zaawansowany.
OdpowiedzUsuńwspółczuję.
Wracaj do sił!
Współczuję Ci. Wiem, jak to boli... Wracaj szybko do pionu ;-)
OdpowiedzUsuńMagdo, zdrowia! Odpoczywaj...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Tutaj też mantra? Ludzie...
OdpowiedzUsuń