Przejdź do głównej zawartości

nic takiego, nic wielkiego

Skrawek czasu przyszył się do mnie o poranku. Piszę, ale stanowczo pisanie na blogu zabiera cały ten skrawek, bo słowa się długo myślą, zanim się spiszą.
Za oknem podwójne paskudztwo, roztopy i kropy, a kropy na szybie i przyjdzie je zmywać.
Plan poranka mam taki - robię czystki, wpierw wymachuję ścierką, a potem wyprowadzam słonia na salony, niech pochłonie kilkudniowy opad sił i resztek energii. Uśmiecham się i szczerze?....mi się nie chce.


 zwyczajowy przerost formy nad treścią, brak rewelacji zawarty w kilku zdaniach
 a życie się żyje, wypełnia się ... nawet w tym banalnym kurodomowieniu.



W dalszych planach na przyszłość mam wstąpienie do kwiaciarni, do biblioteki, do sklepów, a następnie do przedszkola po mojego życia sens.
Wcale nie narzekam, choć wczoraj bezgłośnie westchnęłam....bo kuzyn spędza święta i sylwestra w Argentynie, a ja nawet nie w Zakopanem.

Marzy nam się taki kocurek
mmm...misiula:)



Komentarze

  1. ooo i mnie się nie chce...!
    ale z tymi oknami... no kurcze, zmobilizowałaś mnie! bo kiedy, jak nie teraz?
    to raz dwa i miejmy to już z głowy:)
    bo Chutnik czeka oraz Szczygieł:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne te kocurki :-)
    A mnie się marzy lato w środku zimy i na zawsze :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie oczy tego kota!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...