Przejdź do głównej zawartości

wieczór

- Mamusiu, ty mój babosku...
... woła pocieszyciel.

Ten nieświadomy przekręt słowny zastanowił mnie dnia pewnego.
 Czy nie trafia w sedno?
 Słodkie przejęzyczenie na określeni kobiety, która nieporadnie ogarnia rzeczywistość, bliższą i dalszą.
jestem babo-skiem

W pracy staram się BYĆ.

Tak sobie i innym - BĘDĄC - zauważam poprawę w postrzeganiu i akceptowaniu własnego miejsca. Trybiku, bo trybiku, ale nawet mi dobrze w tej machinie firmowych układów. Odnajduję SIEBIE w świecie z którym do końca się nie utożsamiam.
Cierpliwość! Zawsze byłam z nią na bakier, a ostatnio poszerza się granica mojej tolerancji na upierdliwość i roszczeniowość.
Jesteśmy zwykle dla siebie pępkiem świata i ok, niech będzie. Będę przez tę chwilę traktować każdego jakby tym pępkiem był, bo fajnie czasem spojrzeć z perspektywy cudzego, nie swojego pępka :)


Czytelniczo jestem w Indiach.
Jak dobrze, że tylko oczami po tekście, bo uwierzcie, po obecnej lekturze "Lalki w ogniu" Pauliny Wilk, nie dam się tam zaciągnąć za żadne skarby świata.
Czyta się bardzo szybko i interesujaco, ale to o czym się czyta, skutecznie zniecheca do wojaży w tamte strony (przynajmniej mnie)
Autorka prowadzi ścieżkami kraju tak wielkich kontrastów i szokujacych obyczajów, że ręce opadają.
Boże, dziekuje Ci za ubikacje i bieżącą wodę. Kranie, będę cie odtąd systematycznie czyscic proszkiem, wanno, uwielbiam twój kształt. amen.
Jakkolwiek mocna to lektura, tym niemniej fajnym językiem pisana i o dużej wartości merytorycznej. Polecam!


Miłego wieczoru i udanej niedzieli!

Komentarze

  1. Ostatnio mój wykładowca był w Indiach i poświecił całe zajęcia, żeby nam pokazać zdjęcia i je omówić. Wniosek ten sam: unikać Indii :D A tymczasem masa ludzi jest zauroczona tym krajem i chce tam pojechać. Może nie wiedzą jak to naprawdę wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  2. albo nie wiedzą, albo lubią ryzyko... albo trafili na inne książki;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiejszą kąpiel wezmę z większą świadomością :)
    Miłej! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. mhmm...miłego, pachnącego pluskania:)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja po lekturze tej książki właśnie chcę tam pojechać, jeszcze bardziej. Ale ja już tak dziwnie mam, że mnie ciągnie tam, gdzie bieda, gdzie wojna, gdzie są duże kontrasty społeczne, gdzie nie ma bieżącej czystej wody, itd. Może dlatego że od dziecka marzyłam o tym, aby robić reportaże o takich miejscach właśnie, a po cichu o tym, aby być korespondentką wojenną, choć osobiście za nic nie chciałabym, aby gdziekolwiek na świecie toczyły się wojny.
    Z drugiej strony, dzięki temu bardziej jeszcze staram się dbać o środowisko, oszczędzać wodę, itd. i przeraża mnie to, jak często my nie zdajemy sobie sprawy jakim dobrodziejstwem jest bieżąca czysta woda w kranie, a jak często lejemy ją bezmyślnie choćby przy myciu zębów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, że musąa się znaleźć ludzie z takim nastawieniem jak Ty czy Paulina i chyba dzięki temu dowiadujemy się więcej, albo na własne oczy albo tylko wertując strony.

    OdpowiedzUsuń
  7. Indie nigdy nie były miejscem które chciałabym zobaczyć. Chętnie jednak zajrzałabym do Chin...

    OdpowiedzUsuń
  8. czyli lektura z bólem brzucha, jak to nazywam :) czasem filmy są z bólem brzucha i właśnie takie zostają w pamięci, jak trochę niewygodne jest to, co się widzi/czyta... czuję się zachęcona do lektury!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...