Przejdź do głównej zawartości

what's a woman without a man?





Można się przyzwyczaić prawie do wszystkiego, prawie, bo gorzej wychodzi przyzwyczajanie do cudzych przyzwyczajeń.   Realne przeszkody napotykamy dopiero wtedy, gdy chcemy zawrócić rzekę kijem, ponieważ najtrudniej jest się odzwyczaić. To jakby zrywać ze swoją drugą naturą lub próbować przedrzeć na druga stronę muru chińskiego za pomocą pilnika.
    Choć nieraz pojawia się nieodparta pokusa, by wetknąć komuś brudne skarpetki do gardła, narzucić muszle klozetową jak wieniec na szyję, albo kazać wylizać do cna kubek z zaschniętą kawą, to serio, bardziej boję się sytuacji, kiedy nie będę miała komu tego powiedzieć, wetknąć, czy narzucić. Na szczęście (bardzo abstrakcyjne;) pożycie małżeńskie gwarantuje cała gamę emocji. To poligon gdzie ścierają sie wzajemne przyzwyczajenia i nawyki więc ciągle iskrzy, czasem wybucha. Największym przyzwyczajeniem pozostaje jednak samo małżeństwo.  I used to.

egzorcyzmowałam się;)








Komentarze

  1. Zobaczylam tytul i natychmiast mialam odpowiedz:
    Happy woman!!
    Bo w jakims sensie to prawda, bylam szczesliwa kiedy bylam sama, ale teraz z perspektywy lat i szczegolnie doswiadczen ostatnich dwoch lat jak pomysle, ze moglabym musiec przechodzic przez to wszystko sama to mi skora cierpnie.
    Najczesciej to jest chyba problem akceptacji tego co jest, bo w sumie te skarpety czy niezamknieta muszla klozetowa nie sa duzym problemem, sa upierdliwe. Pamietam to z zycia pod jednym dachem z bylymi mezami. Obecny nie rozrzuca skarpet ani innych czesci garderoby bo i tak wie, ze ja tego na pewno nie sprzatne:))
    Wychodze z zalozenia ze to jedynie matki moga (jak lubia lub chca) sprzatac po synach, ale zona to juz jest luksus doroslego mezczyzny i nie sprzatam:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne, powtórzę małżowi słowo w słowo - żona to luksus dorosłego mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się trochę miotam, czasem wrzasnę, czasem poproszę. A czasem pomyślę - ileż to moich przyzwyczajeń musi doprowadzać jego do szału? Nie wiem, milczy i cierpliwie znosi:P

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie to samo, w imię świętego spokoju chyba:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię być w małżeństwie do tego stopnia, że wyszłam za mąż i nie wróciłam do tej pory - a zaraz będzie 30 lat. Też jestem żoną luksusową,nie gotuję, nie zmywam, nie prasuję. Mam za to poczucie humoru, nie ględzę, nie traktuję faceta jak dziecko, nie poganiam, nie zaganiam, potrafię się zachwycić umytą podłogą i fasolką po bretońsku. Jak się okazuje, tyle wystarczy do stworzenia szczęśliwego stadła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie Pieprzu. Tez nie marudze i nie poganiam a do tego kazdy stan zapalny potrafie skwitowac smiechem i wtedy oboje dostajemy glupawki. Tylko u mnie ta wiedza przyszla razem z trzecim malzenstwem:))

      Usuń
    2. A u mnie przez przypadek. Zaiste, warto być leniwą czasem:-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

....

Lubie koloryzować, zmieniać rzeczywistość według własnego widzimisię, kłamać obrazami, ale bez szkody. Piszę o fotografowaniu, o wysysaniu ze zdjęcia rzeczy, których na nim nie ma , a czuję je...czułam.....więc w sumie nie kłamię... Nie jestem profesjonalistą więc przerabiam, żeby nadrobić to co nieuchwycone, a przeleciało motylem, zagrało delikatnie w duszy. Uwielbiam zdjęcia, które odczuwam, nawet jesli nadano im sztucznie jakis rys  W ogóle podchodzę do zjawisk jak synesteta.  To niesamowite smakować kolory, dotykać dźwięków. Wyczuwac faktury tam gdzie ich, na zdrowy rozum, nie powinno być, wypowiadać czyjeś imię i kolorować jak obrazek. M a g d a le na jo a n n a a g nie s zk a pa t rycja a d a m zamknijcie oczy i spróbujcie napisać swoje imię kolorami:) Jakie jest ? Z rzeczy przypodłogowych i przyściennych... Znalazłam sposób na zaczątki mojej sklerozy, czy też wybujałą wyobraźnię majacą ścisły związek z AGD ;)  Czasami po kilka razy sprawdzam, czy coś wyłączyłam,

śmierć jest przecinkiem

Dlaczego śmierć nie miałaby być piękna? Jest tak naturalna i powtarzalna. Jest elementem garderoby ciała, dlaczego więc nie zachwycać się nią jak broszką spiętą z istnieniem? Tylko nieprzywiązanie do tzw. życia to umożliwia, albo myślenie o nim (życiu) jak o perpetuum mobile w którym śmierć jest przecinkiem. Śmierć jest jak kwietna łąka pośród pożogi, bo bywa wybawieniem, ale głównie po prostu JEST.  I te refleksje pojawiły się po filmie " Civil war' który ma odzwierciedlać niepokoje zza oceanu dotyczące politycznych rozłamów i rewolucji, ale moją wrażliwość ukierunkował w inne rejony. Otóż bardziej zafascynowały mnie wewnętrzne procesy bohaterów, dziennikarzy którzy rejestrują aparatem trawioną wojną domową rzeczywistość. Dla nich śmierć jest kompanem, z którym się układasz lub wojujesz, a każdy z nich balansuje na tej linie na swój sposób. Bo zycie i śmierć są sobie takie bliskie jak bliźniacze rodzeństwo. Śmiało nazywam wojną cywilną również tą, którą toczymy wewnątrz. Kied

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki z krwi i kości, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, strzelistych  kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...