Zdarzyło sie wczoraj. Siedzę w 76. Skuliłam sie z lekturą na ostatnim siedzeniu. Zerkam mimochodem, wchodzi facet jakby zawiany, ale bynajmniej zimowym powietrzem. W trasie mój wzrok ześlizguje się z wersów w kierunku na prawo, gdyż wspomniany pasażer stoi na jednej nodze, chyba od momentu odjazdu i ciągle chwieje jak figurka piłkarzyka. Jakby na sprężynce zamontowany, wańka wstańka, wiatraczek, bączek. Hopaj siup, zmiana nóg. Z prawej na lewą i mooocny uchwyt na rurce, zginanie kolanka, przysiad i wyskok w górę wiuuuu.. Wachluje mnie paltem i czasem okłada po twarzy. No bomba, odkładam książkę na wypadek nagłej ewakuacji. No i masz, kilka sekund później, mocny zakręt i mnie nie ma, gdzieś pod czarna peleryną akrobaty próbuję złapać oddech. Pan się ustawia do pionu, przeprasza i uśmiecha. Hopaj siup, zmiana nóg. Teraz lewa i prawa naprzemiennie, wzorcowy stęp w miejscu, prawie jak Karino. Sobie myślę, dość atrakcji i na kolejnym przystanku juz zamierzam zmienić miejsce, ale niespod...