Przejdź do głównej zawartości

o upadku człowieka

Nawiązując do poprzedniego wpisu -"żyć" znaczy czasami upaść i to bardzo nisko.
 Po raz pierwszy widzę coś takiego i zachodzę w głowę, jak można ujść cało przy takich karkołomnych wyczynach?!
Warto zajrzeć, ale trzeba mieć mocne nerwy, bo Kerry Skarbakka robi naprawdę różne zdjęcia.
SKARBAKKA.COM 









Komentarze

  1. o mamuniu, aż oddech wstrzymałam...

    OdpowiedzUsuń
  2. A to nie fotomontaż ??
    Albo kaskaderzy ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, raczej nie kaskader a autor z krwi i kości...ale fotomontaż tez chodzi mi po głowie:) Możliwe to?

      Usuń
  3. Ale ze niby jak on to robi?!

    OdpowiedzUsuń
  4. wow aż dreszcz mi przeszedł

    OdpowiedzUsuń
  5. na ostatnim zdjęciu premier, I hope...

    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo da się przeżyć...mój dzieciak średnio raz na dzień tak ląduje;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdzieś już spotkałam się z tymi fotkami i właśnie tam było zaznaczone,że to fotomontaż.Jak znajdę stronę to podam.

    OdpowiedzUsuń
  8. No długo nie musiałam szukać.Fotomontaż to nie jest.



    "The Struggle to Right Oneself" wygląda dość groźnie i niebezpiecznie. Jednak artysta przy tworzeniu zdjęć korzysta w pełni ze swoich umiejętności: górskiej wspinaczki, sztuk walki i aktorstwa. W jego pracach nie ma miejsca na żadne triki. Kiedy jest to możliwe, ląduje korzystając tylko ze swoich umiejętności utrzymywania równowagi, ale przy upadkach z większych wysokości używa specjalistycznych pasów i lin. Następnie podczas cyfrowej obróbki zdjęć usuwa zabezpieczenia. Czasami ląduje też na przedmiotach, które amortyzują jego upadek, ale wtedy kamerę ustawia tak, żeby materaca czy poduszek nie było widać na obrazie

    OdpowiedzUsuń
  9. tak właśnie myslałam. Dzieki za info:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

dalekosiężnik wzrokowy

Zrobiłam z blogowych wpisów mozaikę i się prawie popłakałam, a na pewno oczy się zaszkliły. Mozaiki są zdradliwe. Pochlipałam nad tymi wszystkimi blogami, co ich już nie odnajduję, co do nich zabarykadowano drzwi, co to o sobie zapomnieliśmy. Zasmuciłam się z powodu wszystkich ludzi, którzy już nie piszą, bo odeszli w zaświaty albo piszą, ale emigrowali w inne blogosfery. Zastygłam na kilka chwil podczas czytania własnych słów sprzed lat kilku. O mamo, jak dobrze, że tego bloga mam. Kawał życia, okruchy historii, tyle przetrawionych myśli. li. Wzrusz!