Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2012

najpewniejszą rzeczą w życiu jest ciągła zmiana:)

Chłopaki składają tira z klocków. Mozolna to praca, nie ma co. Prosta niby układanka, a wymaga skupienia i dostrzeżenia detali w stożkowatym usypisku. Mnóstwo ukrytych elementów, które trzeba znaleźć, by stworzyć całość jak z obrazka.  Patrzę na nich z ukosa i zastanawiam się czy z tych wszystkich, prawie 365 dni, udało nam się znowu zbudować coś co działa, jest stabilne, cieszy oko i będzie miało ciąg dalszy? Tak - myślę sobie. Wspólnie się udało. Osobiście nawaliłam na pewnych frontach i w pojedynkę dźwigam walizeczkę wyrzutów sumienia, ale to moja dola, nie rzutująca zbytnio na całość. Patrzę na Igora. Pomijając chwile, kiedy mydło wpadnie mu do oka, albo wyrżnie o podłogę, stwierdzam, że mam naprawdę radosne i szczęśliwe dziecko. Nie wydaje mi się przecież. Widzę roziskrzone oczy, uśmiech z rzadka schodzący, uprzejmość i serdeczny, dziecięcy gest. Jak tu myśleć cokolwiek innego? Patrzę na męża (on niech tego nie czyta, bo mógłby się zawstydzić cy cuś;)  i dziękuję bo...

wesołe święta

 w niedźwiedzich skarpetach w norweskie iksy, ze świetlistą lampką wina, całkowicie niewinna  wypoczęta, choć z poczuciem wątroby, uchachana,  pozdrawiam i ślę beczkę śmiechu Igor dostał zabawkę, której instrukcja obsługi jest dla mnie świ ą teczną bombką.  Lepsza niż rozmowy 'po helu'. Brzmi jak instrukcja tajnego stowarzyszenia wolnomularzy, spisana zaraz po wypiciu baniaka pitnego miodu. ekhmm... kulki spadające celem gry: Każdy z graczy wybiera kulki dla ich kijami. Oni włożyć wszystkie laski przez rurkę, a następnie wlać kulki w górnej części rurki. Następnie każdy z graczy zaczyna się usunąć jej się przywiązanym jedną. Uważaj żeby nie upuścić do spadku. ;D Gra wbrew regułom z zasady bez, więc m y ich wybraliśmy dziś kijami dla rurki. On wlał kulki na kije by nie upuścić w dół. Przywiązanie do zabawy było i śmiechu nie miara co.

:)))

otwarci inaczej

Czytając blogi po angielsku pisane, nawet sporo rozumiem i jeszcze nie trafiłam (może mało zagraniczna jestem) na bloga malkontenta. Tam zawsze, albo w przeważającej części wszyscy są happy, wklejają tęczowe zdjęcia, superaśne linki. Raczej nikt nie wnika w swoje stany emocjonalne, nie kontempluje deszczu w trzydziestu wersach, ewentualnie wklei tego deszczu zdjęcie jak z bajki.  Albo mi się wydaje, że Polacy są bardziej z krwi i kości, albo nie przywykłam do permanentnego zachwytu nad życiem podpartego gotowym tutorialem np. robimy czaderską imprezkę dla dzieciaczków, nakładamy im na łebki filuterne kapelutki i pstrykamy focie. Może być tak, że przypadkowo trafiam na gotowce szczęścia, bo za tą granicą zachodnią pewnie też miewają w sąsiedztwie z górami radości, doliny smutku, ale, czy mi się tylko wydaje - nie lubią o tym pisać, nie potrzebują? W sumie po co, a z drugiej strony, czy te doliny nie są prawdziwsze?  My to się przynajmniej nie boimy, wychylamy z własnych doł...

...

Izba przyjęć na ostrym dyżurze to gotowy scenariusz na dramat społeczny, tudzież thriller psychologiczny w którym wszyscy uczestnicy nie mają pojęcia co się za chwilę stanie i nikt raczej nie chce tego oglądać. Kiedy trzeba nadstawiać tyłek pod zastrzyk, a obok smacznie, z obłoczkiem piany w kąciku ust, śpi bezdomny święty Mikołaj - kloszard z siwą brodą bez świadomości licznych odmrożeń, w  korytarzu zamroczony kibol, który co rusz próbuje wstawać i rozbija sobie łuk brwiowy, wylewa ocean krwi i prawie robi pod siebie, pan z dusznicą, stuletnia babcia błagająca o powrót do domu, pustego domu, bo z synem, niedorozwiniętym, daremny kontakt... no i na marginesie ja - starająca się nie ruszać, by ból w lędźwiach nie wycisnął z ust krzyku, a zęby nie rozszarpały rękawa. W tym fizycznym zniewoleniu błąkały się myśli i prośba słana za szpitalne mury, by zawsze był ktoś koło mnie, by nigdy nie być samotnym..i jeszcze jedna refleksja, trochę na przekór tej pierwszej, by jednak zaakceptowa...

nic takiego, nic wielkiego

Skrawek czasu przyszył się do mnie o poranku. Piszę, ale stanowczo pisanie na blogu zabiera cały ten skrawek, bo słowa się długo myślą, zanim się spiszą. Za oknem podwójne paskudztwo, roztopy i kropy, a kropy na szybie i przyjdzie je zmywać. Plan poranka mam taki - robię czystki, wpierw wymachuję ścierką, a potem wyprowadzam słonia na salony, niech pochłonie kilkudniowy opad sił i resztek energii. Uśmiecham się i szczerze?....mi się nie chce.  zwyczajowy przerost formy nad treścią, brak rewelacji zawarty w kilku zdaniach  a życie się żyje, wypełnia się ... nawet w tym banalnym kurodomowieniu. W dalszych planach na przyszłość mam wstąpienie do kwiaciarni, do biblioteki, do sklepów, a następnie do przedszkola po mojego życia sens. Wcale nie narzekam, choć wczoraj bezgłośnie westchnęłam....bo kuzyn spędza święta i sylwestra w Argentynie, a ja nawet nie w Zakopanem. Marzy nam się taki kocurek mmm...misiula:)

sen o taksówce i inne marzenia ściętej głowy

Przedstawienia autobusowe są iście dramatyczne, dziś byłam świadkiem.... gość wyrwał z autobusu prawie po trupie kontrolera, który go w ostatniej chwili łapnął za czapkę. Tym fantem pozostało jedynie pomachać uciekinierowi na pożegnanie .   Nie cierpię poszturchiwanek na lini kontroler-frajer, tym razem nadmiar stresu wykiełkował na paragonie.  Można wierszoklecić na sklepowym kwitku i w oparach spalin? miałeś chamie czapkę z pumy, lecz wolałeś zrzec się dumy i wyrwałeś się z potrzasku autobusu co o brzasku wozi gapowiczów wielu  z nadzieją że dopną celu ty dopiąłeś, bo i pchnąłeś kanara co ci tak głowę suszył cóż, gdy teraz marzną uszy Kiedy byłam mała, nieco starsza, a nawet nastolatką będąc, kiedy obca mi była tzw. konieczność i przymus, lubiłam grudzień. Nie mogłam się doczekać ubierania choinki, przewracałam mieszkanie do góry nogami w poszukiwaniu ukrytych prezentów, podjadałam pierniki z miski na szafie, pisałam w pamiętniku o śniegu i chodziłam na ro...