Przejdź do głównej zawartości

filozofka noworoczna

Witam siebie na polanie myśli!

 Ostatnio te myśli nie są  zbyt zuchwałe i odkrywcze. 

Wylegują się nieruchomo na łączce i widzą ciągle te same ździebełka traw. Ot, życie toczy się ścieżynkami mocno utartymi, tak utartymi, że można się poślizgnąć i wyrżnąć. Zresztą, ja ciągle padam na beton rutyny, otrzepuje z pyłku i wstaję. Niby nauczyłam się wstawać, ale cóż z tego, gdy na potylicy powiększa się guz wszystkomijedności i to, e e, to nie jest fajne drodzy Państwo!

 Blogowi nie zamierzam fundować nirwany i wysyłać w niebyt.  Choć wątpię, by ktoś oprócz mnie jeszcze tu zaglądał. To taka moja pocztówka w kosmos. Ma w sobie słodki, metafizyczny ciężar nostalgii, bo przecież wszystko tu rodziło się ze mnie. Czytam co jakiś czas i uświadamiam, że kurde, fajna jestem, i ciekawa, i że taki potencjał się marnuje, no żal... ;)

Zastanawiałam się ostatnio co z moją weną i somnambulizmem prawej półkuli. Szczytowej formy nigdy chyba nie osiągnęła (półkula), a wena ostatnio ciągle śpi. 

W sumie nie chodzi by ją wybudzać, potrząsać, karmić na siłę i wciskać w wydumane ciuszki. Ona ma się ubierać po swojemu, ba, ma latać na golasa i być autentyczna. 

Oj, takiej weny to ja dawno nie widziałam. 

 Ale powtarzać mi wolno, jak zdarta płyta, że nowy rok nowa Ja  ;P





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...