Przejdź do głównej zawartości

droga donikąd?

 Jestem fanką popękanego bruku z grzywą traw, dziur w płocie, zarośniętych działek, opuszczonych siedzib. Miejsca gdzie człowiek machnął ręką i porzucił, stają się przyjaźnie dzikie i naturalne. 
Znikam w chaszczach, ruinach, całej tej pozornej niedoskonałości i jednocześnie się tam odnajduję. To jak naturalne środowisko gdzie następuje bezbolesne utożsamienie, nie ma potrzeby dopasowania, równego pociągnięcia eyelinerem i udowadniania, że też potrafię. 
 Te miejsca prowadzą donikąd, a jednak odkrywają jakieś prawdy i uczą.
 
Mnie uświadamiają, że wolałabym się poddać biegowi rzeczy niż stanąć w szranki z życiem. 
Trochę to jednak smutne...


 Bo z  jednej strony można zainspirować się mocą i nieustępliwością natury, z drugiej stać się jej bezwolną ofiarą. Tylko jak bycie ofiarą sił natury wygląda z perspektywy, że jednak jesteśmy jej częścią?

Piosenka Harlem River snuje się za mną co jakiś czas. 
Sama rzeka snuje się przez Manhattan w NY, jest brudna, jej brzegi zapuszczone, a jednak Kevin śpiewa, że na swój sposób jest mu bliska. Spokojna, pogodzona ze swoim stanem skupienia, po prostu płynie.



I don't know,  I don't know

Just where I'm going

Couse I've never been

And I don't know

Just where I'm going

Or where I've been

(...)

And ride on that easy rider

Flow like that Harlem River






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

odchwaszczanie doraźne, bez widoków dalekosieżnych

Uschło blogowe poletko. Trzeba sie przedzierać przez chaszcze czasu i zapomnianych dni. Tydzień za tygodniem leci ciurkiem, przystaje tylko wtedy kiedy dopada mnie myśl o tej ciągłej zmianie wszechrzeczy, o ustawicznym przekształcaniu krajobrazu życia. Jejku, jaki patos.  Igor sie zpierwszoklasił. Na razie leniwie, bez napinki, aczkolwiek matematykę już uznał za ulubioną, a religie i w-f ulokował na szarym końcu. Szkoła dotychczas nie przysparza kłopotów, co inne tak. Tata mój mizernieje już półtora miesiąca w szpitalu. Ciężka sprawa, właściwie w tych okolicach moje serce najszybciej bije, a sen nie przychodzi na dobranoc. Namacalny obraz przemijania w ciele bliskiego człowieka, który dysponując godzinami bezczynnego czasu  zaczął liczyć myśli i spostrzeżenia (więc jednak czynność istnieje  - kartezjańska) Ostanio przez telefon powiedział mi, że na świecie panuje równowaga. Zgodziłam sie  z nim, ale nie przestudNiowałam tematu. Przestudniować problem znaczy go zgłę...