Przejdź do głównej zawartości

BUM ! tarara

Ostatnio wpadła mi w ręce bomba, nie było spektakularnego wybuchu, ale nieco zaiskrzyło.
Niby mnie ten hajlajf  ni ziębi ni grzeje, ale coś niecoś wiem, dociera do mnie pomimo.
 Przeczytałam naprędce ( czyta się błyskawicznie) albowiem chciałam skonfrontować swoje wyobrażenia z wiedzą medialnego omnibusa czyli Karoliny Korwin Piotrowskiej. Do tej pani mam stosunek obojętny, bo nie wiem za co ją lubić, ale uważam że dobrze w tym światku funkcjonuje, robi to z głowa i dystansem. Jest kontrowersyjna, jak gwiazdki w które celuje, może za bardzo się jara krytyką medialnego pustostanu, ale w sumie dobrze, że jest taki ktoś.  Jedno mnie z nią na pewno łączy, jesteśmy fankami Nosowskiej - jako artystki i człowieka po prostu, no i okazało się, że podobne mamy odczucia do owych 'światowców'.
W sumie to czytadło jest fajnym detoksem na zalewającą falę badziewia z brukowców. Coś z krwi, kości i ostrej przyprawy, nie ociekającego przy tym jadem, jak mogłoby sie wydawać.  Piotrowska jest często ciocią dobra rada, dostrzega potencjał, podaje wskazówki.
 Subiektywne to na pewno, ale szczere, do tego bezpretensjonalny język i luz.
Dla pełniejszego obrazu celebrytów można przeczytać - raz wystarczy.

                                                   (zdjątko z netu)

Komentarze

  1. Ja już odczuwam przesyt, wszędzie tej pani pełno, za hałaśliwa jak dla mnie, jednakże z wieloma jej poglądami się zgadzam, popieram. No i też pałam miłością do Nosowskiej;) A książkę chętnie bym przeczytała, czemu nie.
    Ruda Frela

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o zaufaniu w połączeniu ( czyli) nie musisz się tego uczyć w szkole, doświadczenie jest nauką powszednią.

karmienie duszy

  Wolę karmić duszę na łonie przyrody niż w świątynnych murach i jest mi z tego powodu niezwykle lekko.  Dokarmianie zwykle odbywa się na aluminiowych rumakach z wiatrem we włosach. Wieki temu popędzalibyśmy pewnie koniki po stepie, dziś sunęliśmy nadwiślańska trasą rowerową z Gorzowa do Okleśnej. Spory odcinek, bo 60 km tam i z powrotem, ale bardzo urokliwy i po płaskim :) W moim przypadku nigdy nie jest od do, bo we krwi mam kluczenie.  Tyle ciekawych miejsc po drodze. Dziwne strachy na wróble i inne ptasiory ubrane w białe kitle, albo pomarańczowe kapoki. Rzeczne zaułki, meandry, brzydkie kaczątka tuż przed transformacją, i te pozytywne kolory słoneczników, kukurydzy i różnej maści ziół. Cudnie!   Kiedy mijaliśmy rowerzystów bijących życiowe rekordy miałam ochotę napisać na asfalcie " Poczuj jak pachnie teraz powietrze". Ale co kto lubi...        

dalekosiężnik wzrokowy

Zrobiłam z blogowych wpisów mozaikę i się prawie popłakałam, a na pewno oczy się zaszkliły. Mozaiki są zdradliwe. Pochlipałam nad tymi wszystkimi blogami, co ich już nie odnajduję, co do nich zabarykadowano drzwi, co to o sobie zapomnieliśmy. Zasmuciłam się z powodu wszystkich ludzi, którzy już nie piszą, bo odeszli w zaświaty albo piszą, ale emigrowali w inne blogosfery. Zastygłam na kilka chwil podczas czytania własnych słów sprzed lat kilku. O mamo, jak dobrze, że tego bloga mam. Kawał życia, okruchy historii, tyle przetrawionych myśli. li. Wzrusz!