Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2016

return to innocence

Ból głowy, lekkie otępienie, spuchnięte oczy. Nałożyłam dziś tusz na rzęsy, a ten, nim zdążył sie rozmazać zwyczajnie się skruszył robiąc paskudne wągry pod oczami. W minorowym nastroju odnajduję czas dla siebie, choć większość czasu snuję sie z kąta w kąt, albo siedzę przy łóżku i patrzę na tatę. Nie mamy już kontaktu. Jeszcze 4 dni temu słuchaliśmy ze starego, szpulowego Grundiga nagrań weselnych przeplatanych moim trzyletnim słowotokiem, a dziś  pozostała dysząca cisza ciężkiego oddechu i pompy od materaca. Jest to do tej pory najbardziej dotkliwe i dołujące uczucie przemijania i bezsilności jakiego doświadczam. Piszę o sobie, ale jest nas więcej smutnych kobiet w domu. Wieczorem, do poduszki, czytam życie księdza Kaczkowskiego, te na pełnej petardzie. Dobrze sie czyta, bo jest napisane bez zadęcia i ściemy kościelnych naw. Przypomniała mi sie siostra Judyta. Jak jeszcze była w Kamerunie, na moją prośbę, bez omawiania dodatkowych kwestii formalnych, po prostu przysłała mi ogromn

...

Okazuje sie , że wszystko dzieje sie szybciej niz sie spodziewałam. Dzisiejszy ranek przepłakałam, jeśli nie przeryczałam. Musiałam sie koniecznie ogarnąć przed odebraniem Igora ze szkoły, więc juz na godzinę przed wyjściem pozwoliłam sobie na superoczyszczający prysznic pod którym znowu pogubiłam łzy. Juz jest we mnie żal i już jest we mnie tęsknota, jest we mnie przeogromny smutek. Najsmutniejsza jest mysl, że będzie inaczej...i strach - jak to będzie? Jak to jest utracić bliską osobę? To nie jest pytanie do nikogo, bo ostateczne rzeczy przezywamy w samotności i jednorazowo. Pamięć jest ulotna, nawet jesli bardzo chce się pamiętać, to czas ją dziurawi. Dlatego piszę. Może za 10 lat czytanie tego wpisu na powrót coś uwolni i wskrzesi. Pewno nie w bólu, ale odżyją wspomnienia. Nie wiedziałam, że nos jest w stanie naprodukować tyle smarków.

....

Czy scenariusze przyszłych zdarzeń przerobione w wyobraźni  zaraz potem się unicestwiają, tak że w świecie rzeczywistym nie mają już racji bytu? Bardzo bym chciała, żeby to co raz uroiło się w głowie miało tylko jedno życie. Moje scenariusze są bolesne, wolałabym, żeby życie napisało dla nas łagodniejsze zakończenie, takie które nas całkowicie nie obezwładni, a pozostawi z kojącą refleksją, nadzieją nie wiem na co. Żyjemy teraz w cieniu tajemnicy życia i śmierci. Pokręcone pytanie, czy ten kto umiera nie powstaje właściwie do prawdziwego życia, lub choćby do innego? Wyobraziłam sobie, że pobierając ostatni haust powietrza zapadamy się do środka, a nasza energia jest zasysana w czarną dziurę znajdującą się w okolicy pępka. Tylko w dalszym ciągu nie wiemy czym jest ten niewidzialny pochłaniacz, jakimś transformatorem czy utylizatorem? Końcem czy początkiem? Lektura E Tolle'a w jakiś sposób mnie jednak ukształtowała, nie przeszła bez echa. Echo jednak słychać, kiedy zapanuje cisza.